
Versión en Castellano de la entrevista a Kroke
Czym różni się album Feelharmony od waszych poprzednich płyt?
TK: Jest zasadnicza różnica. Przede wszystkim Feelharmony to są utwory, które już kiedyś zostały nagrane i wydane. Jest to kompilacja na 20-lecie, która składa się z 10 wybranych utworów z całej naszej twórczości. W aranżacji Krzysia Herdzina na orkiestrę. Co ważne, jest to orkiestra kameralna z instrumentami dętymi, czyli troszkę powiększona. Poza orkiestrą Sinfonietta Cracovia wystąpiła Anna Maria Jopek, Sławek Berny na perkusji, Krzysztof Herdzin na fortepianie.
Poprzednie płyty Kroke były zawsze czymś nowym. Tutaj materiał jest troszkę odgrzewany, ale w zupełnie inny sposób, tak jak jeszcze nigdy nie nagrywaliśmy. Pierwszy raz w historii Kroke nagrywamy płytę z orkiestrą.
Czy jest to zapowiedź zmian w waszej muzyce?
TL: Jest to raczej podsumowanie tego, co się wcześniej wydarzyło, a także spełnienie marzeń. Zawsze mieliśmy tendencje do nakładania za dużej ilości śladów w studio i nagrywania orkiestry we własnym zakresie. Teraz mogliśmy współpracować z orkiestrą Sinfonietta Cracovia, w której zresztą ja i Kukuś [Tomasz Kukurba, przyp. red.] graliśmy przed dwudziestu laty. Także wróciliśmy do starych kolegów i było to naprawdę przyjemne doświadczenie.
Jesteście bardziej znani w Hiszpanii niż w Polsce…
TK: Faktycznie. Chociaż w Hiszpanii jest teraz trudniej ze względu na kryzys, bywały takie lata, że graliśmy tutaj trzy razy w roku po kilka tygodni. W Hiszpanii stosunkowo szybko zaczęliśmy być rozpoznawani w określonych kręgach ludzi. Przyczynił się do tego Ramón Trecet z Radia 3, który prezentował naszą muzykę i sprawił, że w ciągu roku, dwóch skutecznie dotarliśmy do publiczności. W Polsce natomiast proces wejścia na rynek jest zrównoważony, aczkolwiek widać postępy, szczególnie w ostatnich pięciu latach.
Myślicie, że ma na to wpływ wasz związek z muzyką żydowską, że taka muzyka nie ma szansy na pełen sukces w Polsce? Czy może w Hiszpanii bardziej docenia się muzykę folkową?
TK: Jeśli chodzi o kulturę żydowską, nie doszukiwalibyśmy się takich skojarzeń. Raczej w pewnym momencie w Hiszpanii, jak to mówią nasi przyjaciele z południa, Czesi, “zafungowało”, ludziom zagrało w sercu i nas polubili. Faktycznie dzięki Ramonowi, który dość często grał naszą muzykę w hiszpańskim radiu 3-cim.
Natomiast muzyka folkowa to jest zupełnie inna działka. Często ludzie chcą wkładać nas w różne ramki: czy to muzyka folkowa, jazzowa czy może jeszcze inna? My nie jesteśmy ani tak ani tak. Tu wszystko jest pomieszane: tworzymy własną jakość Kroke, bo chcemy grać “muzykę Kroke”. Na temat muzyki folkowej w Polsce nie powinniśmy się wypowiadać w kontekście naszego grania.
Gdzie najbardziej lubicie dawać koncerty?
TL: Każde państwo, każde miasto, nawet każda sala ma swoją specyfikę. Wszystkie sytuacje koncertowe powodują w nas coś innego. We wszystkich czujemy się tak samo dobrze, tylko że inaczej: inaczej się gra w klubie, inaczej na festiwalu, inaczej w sali koncertowej. Dostosowujemy się do tych warunków i lubimy te wszystkie zmiany.
Jak byście porównali publiczność polską i hiszpańską?
TL: Publiczność hiszpańska jest niesamowita, to wiadomo. Ale, jak mówiliśmy, nastawienie do naszej muzyki w Polsce wciąż zmienia się na lepsze. Jeszcze 15 lat temu na naszych koncertach w Polsce reakcja była nijaka, a w tej chwili jest naprawdę genialna. Ludzie musieli się przyzwyczaić, nauczyć się nas rozumieć. Podobnie, nawiązując do pytania o muzykę folkową, dawniej w naszym kraju nie było prawie żadnych festiwali folkowych, a teraz wszystko to coraz szybciej się rozwija. Nawet jakiś czas temu mieliśmy okazję występować na festiwalu w środku lasu w górach i przyszło niesamowicie dużo ludzi: coś, co jeszcze 10 lat temu było zupełnie niespotykane
Dlaczego muzyka żydowska? Od zawsze was interesowała czy była dla was odkryciem?
TL: Właściwie to z muzyką żydowską, klezmerską i wszystkim, co z tym związane skończyliśmy już bardzo dawno. Oczywiście nie uciekamy od tego w stu procentach. Cały czas jesteśmy głęboko związani z etnicznością tej muzyki, jak i z etnicznością każdej innej muzyki ludowej. Ta muzyka jest najbardziej prawdziwą muzyką, jaka kiedykolwiek powstała. Była grana na żywo, z okazji tak smutnych, jak i radosnych. Po prostu opisywała życie.
Natomiast jeśli chodzi o nasze dwie pierwsze płyty, to rzeczywiście, kiedy zaczynaliśmy, byliśmy bardzo związani z krakowską dzielnicą żydowską Kazimierz Jednak potem od tego odeszliśmy, żeby spróbować zrobić coś, co tak naprawdę nam w duszy gra, czyli połączyć improwizację, wpływy jazzowe, muzykę etniczną, to wszystko, czego słuchaliśmy i w czym czuliśmy się naprawdę dobrze.
TK: Występujemy czasem na festiwalach żydowskich, chociaż organizatorzy wiedzą, że nie gramy muzyki stricte żydowskiej. Zapraszają nas jako inny kolor. Podobnie na festiwalach jazzowych, chociaż nie gramy jazzu, element improwizacji jest na tyle silny, że wpasowujemy się również w ten kontekst.
Nagraliście płyty i koncertowaliście z wieloma muzykami i zespołami. Być może będziecie woleli nie odpowiadać na następne pytanie, ale zaryzykuję: z wyników współpracy z którymi muzykami byliście najbardziej zadowoleni?
TL: My chcemy odpowiedzieć na to pytanie. Tylko nie możemy powiedzieć, że z którejś współpracy byliśmy zadowoleni, a z którejś nie, dlatego że nie byliśmy do niczego przymuszani. Mamy to szczęście, że sami akceptowaliśmy propozycje innych muzyków i decydowaliśmy się świadomie na to, jakie projekty będziemy robić.
Ponadto każdy z projektów, które zrealizowaliśmy jest diametralnie różny od poprzednich. Album z Edytą Geppert to poezja śpiewana, czyli pewna forma teatralna. Gra z Nigelem Kennedym to czyste szaleństwo, czyli tak jak Nigel lubi. Album z Mają Sikorowską to muzyka grecka, czyli znowu zupełnie inny klimat. Kolejne współprace: Tindra – norweski zespół folkowy, Anna Maria Jopek – wokalistka jazzowa, Diego Galaz, Amir John Haddad.- muzycy hiszpańscy. Wszystkie te muzyczne przedsięwzięcia były całkowicie różne, nie można powiedzieć, że któryś był lepszy, któryś gorszy. Każdy artysta inspiruje nas w zupełnie inny sposób, każdy pozwala nam odkryć w nas samych zupełnie nowe przestrzenie. I z tego się cieszymy.
Ponieważ jest z nami Amir John Haddad, który ma wystąpić gościnnie na waszym koncercie, skorzystam z okazji, żeby zapytać o to, jak narodził się pomysł waszej współpracy?
Amir: Miałem tę przyjemność, że koledzy z Kroke zadzwonili do mnie i zaproponowali, żebym z nimi wystąpił. Poznaliśmy się w ciekawy sposób: tak się złożyło, że muzycy Kroke grali utwór, który kiedyś skomponowałem. Mieliśmy wspólnych przyjaciół, również muzyków, którzy pomogli nam nawiązać kontakt.
JB: Co ważne, nie występujemy razem po raz pierwszy. Graliśmy już razem na festiwalu Pirineos Sur w Hiszpanii i 13-tym International Oud Festival w Jerozolimie. W najbliższym czasie będziemy mieli koncert z Amirem w Polsce, we Wrocławiu.
Jakie są pozostałe projekty, nad którymi pracuje Kroke?
JB: Obecnie zaczęliśmy pracę nad nowym albumem naszego trio, który chcemy skończyć w przyszłym roku. Na tym przede wszystkim zamierzamy się skoncentrować. Poza tym nagrywamy muzykę do filmów. Przed wyjazdem zaczęliśmy pracę nad jednym filmem i prawdopodobnie wkrótce zajmiemy się kolejnym.
Na stronie Radia Szczecin napotkałam następującą opinię organizatorki Jarmarku Jakubowego, na którym graliście koncert: „To muzyka, która wpada w ucho i jest doskonała na koncerty i jarmarki”.
(Śmiech)
TL: Te słowa mogą być źle zrozumiane, ale to był naprawdę piękny koncert, świetna reakcja ludzi, na widowni cisza jak makiem zasiał.
TK: Jarmark kojarzy się z piciem piwa, rozgadaną publicznością. Rzeczywiście, nie wpasowujemy się jako zespół przygrywający do tańca i piwa, ale ten koncert tak nie wyglądał. Na widowni zostały ustawione krzesła, była to po prostu sala koncertowa na zewnątrz.
TL: Ludzie, którzy wypowiadają się na różne tematy muszą zdawać sobie sprawę z tego, że ich słowa mogą zostać krzywo zinterpretowane i że należy się bardzo precyzyjnie wysławiać. Podejrzewamy, że organizatorka Jarmarku Jakubowego chciała po prostu promować swoją imprezę i nasz występ.
Jakie jest według was znaczenie muzyki w ogóle i waszej muzyki w szczególności? Sądzicie, że muzyka powinna zmieniać ludzi, wzbudzać emocje czy tak naprawdę najważniejsze są jej czysto formalne jakości?
TK: Freedom. To, co kto pomyśli. Każdy muzyk czy zespół może mieć pewne zamierzenia, tak zwaną programowość. Czy my ją mamy jest trudnym pytaniem. Granie to duży kocioł emocjonalny, grając dla kogoś chcesz wzbudzić w nim emocje, chcesz, żeby ciebie zrozumiał. Muzyk wypowiada się, chce do ludzi dotrzeć, ale nie musi to być programowym założeniem.
TL: Powiem krótko: muzyka powinna wzbudzać emocje. To jest chyba odpowiedź na wszystko. Jeśli nie wzbudza żadnych emocji, to coś jest nie tak. Chyba, że jest to elevator music…
fot. Jacek Dyląg